Czytam=Komentuje, to pomaga w pisaniu. Poważnie ; )

poniedziałek, 20 maja 2013

XI

                                                                       <MUZYKA>                                                          
Patrzył na mnie niczym na idiotkę.
Czułam drżenie dłoni, całego ciała. Nie wiedziałam jak się zachować, co robić.
-Ja.. dobra, zapomnij o tym co ?
-Ale o co chodzi? Ja mam jeszcze żonę…
-Wiem, ale chcę zaadoptować Zuzę. Muszę mieć do tego męża. Pieprzony papierek który wszystko rujnuje. Nie mogę zbudować dwuosobowej rodziny. Takie wymogi polskiego prawa.
-Ja wiem, ja się w tym orientuję… Ale Krzysiu, wiesz że to jest odpowiedzialność. Wiesz jakie to będzie wyrzeczenie? Poza tym, nie wiem czy bym chciał bawić się w takie rzeczy, to też odpowiedzialność dla mnie. Z jednego związku w drugi… nie wiem czy jestem gotowy, czy chcę.
Zawirowało mi w głowie.
-Łukaszu, mieszkam z prawie trzydziestoma dzieciakami, proszę cię nie mów mi o wyrzeczeniu dobrze? Przepraszam, że pytałam, idę do domu…
-Czekaj, odwiozę cię. – zerwał się z krzesła.
-Nie, dam sobie radę.
Wyszłam cicho zamykają drzwi.
Stojąc za drzwiami hotelowymi oparłam twarz o ścianę i cicho załkałam.
 Dlaczego mu to zaproponowałam? Dlaczego ?
 Czy ja głupia jakaś jestem?
I co teraz? Marzenia poszły się walić. Szeroko, daleko, i bezpowrotnie.
 Pomyśli, że jakiś niedorozwój jestem, że lecę na siatkarzy. Jaka jestem głupia.
Nie wieżę w to co się dzieje.
Zbiegłam po schodach, minęłam recepcjonistę ocierając łzy. Owinęłam ramiona rękoma i wyszłam na zimne wiosenne powietrze.
-Krzysia! No nie przesadzaj,
Poczułam szarpnięcie za ramię. Odwróciłam się do niego, nie patrząc mu w oczy
-przepraszam nie chciałam. Dam sobie radę.
Poszłam nie zważając na jego wołanie. Zachowałam się jak idiotka, trudno zdzierżę to w sobie.
Poczułam wibrację w kieszeni. Wyjęłam telefon i nie patrząc kto, odebrałam
-Halo?
-Krzysia? Masz czas?
Cichy zasmucony głos Zbyszka ocucił mnie na chwilę.
-Jasne, gdzie jesteś?
-Pod bidulem.  A Ty? Bo chyba idziesz co?
-Koło parku, za pięć minut będę.

Ruszyłam biegiem w stronę Zbyszka, coś musiało się stać.
Kiedy byłam już na miejscu siedział na schodach trzymając twarz w rękach. Nie dobrze…
Usiadłam bezszelestnie obok niego, a ten jak na zawołanie przytulił się do mnie.
Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę, Zbyś nic nie mówił a ja się bałam zapytać. Kto jak nie ja będzie wiedział najlepiej, że siedzi się z kimś z problemem w ciszy. Czując tą osobę mentalnie ale nie mó1)iąc nic.
Czekałam cierpliwie.
W pewnym momencie mężczyzna podniósł swoje ramie z mojego i spojrzał mi w oczy.
Czerwone, opuchnięte… Płakał? Coś z Asią? Co się dzieje.
-Zbyszku. Co jest… proszę powiedz mi bo się martwię.
-Asseco nie chce przedłużyć ze mną kontraktu. Jeszcze nie wiem gdzie pójdę. Sam nic nie wiem, Asia się denerwuje. Kłócimy się codziennie. Nie ma takiego czegoś. I wesz.. kocham ją chcę się jej oświadczyć, ale na razie nic nie jest wiadome.
-Może powinieneś z nią na ten temat porozmawiać?
-Krzysiu, złotko moje, próbowałem. Mi się wydaje, że Asia…  że ona ma już dość życia na walizkach, sezon w Rzeszowie, w Jastrzębiu, Włochy, … co jeszcze?? Nie chce jej do tego zmuszać, ale nie wyobrażam sobie życia bez mojej Asi… ale nie chcę jej ograniczać. Beznadziejna sytuacja co ?
-Nie bardziej jak moja. – mruknęłam pod nosem a ten spojrzał zdziwiony
-To znaczy?
-oj, poprosiłam Łukasza o rękę.
Kiedy odważyłam się spojrzeć na Zbyszka, nie mogłam opanować śmiechu, jego mina… jego wyraz twarzy…
-no dobrze… a poważnie?
-Poważnie. Chcę zaadoptować Zuzkę. A do tego muszę mieć mężą. I taka lipa. Ale przeważnie robię coś zanim pomyślę racjonalnie. I teraz jakby… jakby cofnąć się jakieś czterdzieści pięć minut. Nie powiedziałabym tego co już zrobiłam. No.
-Jak zareagował?
-W sumie. Zaczął się wykręcać, że ma żonę, że odpowiedzialność. Wywnioskowałam sobie, że mu… mu do szczęścia związek nie jest potrzebny, nie, nie wywnioskowałam tego. On mi to zakomunikował. Więc chodziło… więc chodziło tylko o czułe słówka i seks.
Widząc minę kompana, nie wiedziałam jak się zachować. Co robić, czy coś powiedzieć.
-Wiesz. Krzysiu, nie wiem jak bym się zachował na jego miejscu, nie udając. Sytuacja nader porąbana.
-Zbyszku, wiem wiem. Teraz cię odprowadzę do domu. Będziesz musiał sam przegryźć ten orzech… nie pomogę Ci w żaden sposób. Mogę ci tylko powiedzieć, że swoje szczęście masz w swoich rękach. Chodź, zimno się robi.
Ruszyliśmy ulicami Rzeszowa, Bartman szedł niczym na ścięcie szurając nogami. Gdy stanęliśmy przed jego drzwiami, stanął przed nimi i nie chciał wejść. Niczym osioł!
-Bartman, spadaj już do środka. Zimno mi.
Mamrocząc pod  nosem  pokonał pierwsze schodki, nacisnął klamkę, pchnął drzwi i odwrócił się zanim wszedł do domu.
-Krzysiu, jesteś zajebistą przyjaciółką wiesz? Dziękuję za to, że mnie wysłuchałaś. – aż mi się ugięły kolana. Reprezentant Polski, niezła dupa, miły facet-uważa mnie za swoją przyjaciółkę.
Nie myśląc o sytuacji z Perłowskim, z uśmiechem na ustach wróciłam do bidula.
Zamknęłam drzwi na klucz, weszłam cicho, zważając na śpiące dzieciaki. Wzięłam ciuchy do przebrania, ręcznik  i poszłam się myć. Puściwszy letnią wodę poczułam jaka jestem naprawdę zmęczona.
Woda spłukiwała cały bród dnia dzisiejszego, namydlając się miętowym płynem do kąpieli poczułam jego kojące działanie.
Wychodząc spod prysznica zostawiłam mokre ślady na glazurze, sięgnęłam po szczotkę, a wzrok mimowolnie skierował się ku krwistoczerwonej malince.
Mruknęłam niezadowolona, i szybko narzuciłam na siebie piżamę z Garfieldem i skarpetki w smerfy.
Bajkowo ubrana wkradłam się do pokoju, przeniosłam Zuzkę do siebie do łóżka, a ta mamrocząc wtuliła się moje ramie
-Nie wiem jak, ale będziesz moją córką kochanie. – cmoknęłam jej anielskie włoski i przykryłam nas śnieżnobiałą kołdrą.

Wstałam wcześnie, za wcześnie, za oknem jeszcze ciemno, a ja już jestem wyspana.
Spojrzałam na zegarek, dochodziło do wpół do piątej. Apogeum.
Delikatnie wyswobadzając się z rączek Zuzanki przeszłam przez pokój i usiadłam na parapecie, spoglądałam na uśpiony Rzeszów. Jednak i tak w głowie miałam Łukasza.
Jego minę, jego zachowanie, jego domniemane myśli.
Starając wytrząsnąć z głowy te myśli, zeskoczyłam na stopę. O mój boże.  
Ból jaki przeszedł moje ciało był nie do opisania.
Łzy zaległy w moich oczach, próbowałam wstać, jednak nic z tego. Spojrzałam z obawą na kończynę.
Nienaturalne wykrzywienie świadczyło o jednym.
Załamana spojrzałam po pokoju. Telefon leży tuż przy drzwiach na komódce… nie dam rady
-Basiu- pociągnęłam za kołdrę dziewczynki, gdyż nie miałam po prostu wyjścia- Basiu, obudź się
Wstała rozespana, trąc delikatnie oczy, spojrzała na mnie niedowierzając. Zapaliła nikłe światełko z Kubusiem Puchatkiem i zeszła z łóżka, kucając tuż obok mnie.
-Co się stało? – zasepleniła lekko gdyż nie ubrała aparatu krektającego.- boli cię?-pokiwałam załamana głową
-Kochanie, pójdziesz po panią Jadzię? Nie dam rady wstać. –załkałam, a dziewczyna podsuwając mi poduszkę za plecy wybiegła z pokoju.
Chwilę później słyszałam jak idzie ze starszą kobietą
-Matko kochana, Krzysiu, coś ty zrobiła. Basieńko, podaj mi telefon Krzysi.
Nie słyszałam już nic, ból był nie do wytrzymania, zaciskając zęby z bólu, zamknęłam powieki, usnęłam.

                                                                          <MUZYKA>

Przebudziłam się gdy jechałam na sygnale karetką. Obok mnie siedziała kobieta, przyciskająca zimny okład do nogi. Byłam sama. Pani Jadzia nie mogła zostawić dzieci samych.
Wjechaliśmy na SOR i z ‘miejsca’ zajął się mną  ortopeda
Po bolesnym prześwietleniu, zdiagnozowaniu, i przedyskutowaniu, czyli łącznych prawie 4 godzinach stwierdzili, iż mam połamaną kostkę, naderwany mięsień stawu skokowego i  cudem uniknęłam pęknięcia torebki stawowej.
Efekt? Gips do kolana przez minimum 4 tygodnie. Pięknie. A mecz się zbliża! Głupia ja!
Jakoś damy radę.
Przemiły pan doktor, zaproponował mi transport do domu, jednak kosztowałby on niecałe 50 złotych, których ja po prostu nie miałam.
Wykręciłam numer Zbyszka, który odebrał po 4 sygnale
-Co kruszynko?- aż uśmiechnęłam się na to zdrobnienie
-Zbysiu, masz czas?
-Mam, a co się stało? Właśnie trening skończyliśmy. Igła cię pozdrawia
-Mógłbyś po mnie przyjechać? Pod szpital wojewódzki, ten drugi…
-Krzysia? Co się stało? Szpital? Zaraz będę!
Rozłączył się szybko a ja z wypożyczonymi kulami ruszyłam w stronę ławek tuż przy parkingu.
Niecałe piętnaście minut później z piskiem opon zatrzymał się Zbysiowy samochód, z wesołą ferajną z tyłu. Pięknie. Sensacja
-imienniczko moja ukochana, co się stało? –Krzysiu, ah Krzysiu
-nic, spadlam z parapetu
Mina chłopaków? Bezcenna. Igła, Nowakowski i Zbyś spojrzeli na mnie jak na samobójczynię.
-Nie, nie! Nie próbowałam się zabić. Skoczyłam z parapetu, po tym jak się obudziłam i zachciało mi się myśleć o sensie życia właśnie na wyżej wymienionym parapecie.
-Pieprzony skurczybyk… - spojrzałam za wzrokiem Zbyszka, na samochód który podjechał tuż obok. –po co żeś tu przyjeżdżał?
-Zbyszek, nie rób scen okej? Krzysia, co jest? Czemu do mnie nie zadzwoniłaś?-Łukasz kucnął przede mną.
-Bo nie.- Poczułam, że się czerwienię, poczułam się… mina Krzyśka i Piotrka mnie dobijała.
Dajcie mi wszyscy spokój. Ukryłam twarz w dłoniach.
-Zbyszek, proszę cię, zawieź mnie do domu.
-JA to zrobię, musimy porozmawiać.- Łukasz nie bacząc na protesty Zbyszka i reszty, wziął moje kule i pomógł mi się podnieść.
Gdy doszliśmy do jego auta, odetchnęłam z ulgą. Usiadłam w wygodnym fotelu, wyprostowałam nogę która swoją drogą, rwała jak cholera. Łukasz odpalił auto i wyjechaliśmy ze szpitalnego parkingu zostawiając zdziwioną trójkę mężczyzn.
-Wiesz, że będziesz musiał im się wytłumaczyć?
-Mam to gdzieś.
Oho, ton jego głosu, nie świadczy nic dobrego.
Skuliłam się w sobie, i spojrzałam na mijane budynki. Cisza zalegająca pomiędzy nami była nie do zniesienia.
Nim się zorientowałam wyjechaliśmy z Rzeszowa, zaczęłam protestować, mając na uwadze martwiącą się panią Jadzię i dzieciaki.
Zganił mnie tylko gestem ręki i jechał dalej.
Zatrzymaliśmy się na przydrożnym parkingu, zgasił samochód, zostawiając jedynie brzęczące radio w tle.
Obawiałam się tego spotkania, jednak nie wiedziałam, że odbędzie się ono tak szybko.
Spojrzałam na jego pociągłą, poważną, przeraziłam się jednak widząc jak zaciska usta w cienką linię,
-Wiesz, że mam żonę, wiesz, że cię kocham, ale wiesz też, że nie chciałbym się  wpakować w związek teraz na hop siup, będąc jeszcze żonkosiem, i nie chciałbym brać ślubu tylko dlatego, by adoptować jakieś dziecko. Nawet jeśli cała piecza opieki miałaby spaść na ciebie, to moim obowiązkiem byłoby opiekowanie się wami, nie tobą a wami. Poza tym… nie znamy się aż tak długo, na tyle by zadecydować o tak ważnej rzeczy, którą jest małżeństwo i późniejsza adopcja.
Nie jestem gotów na takie poświęcenie. Dopiero co jedna żona zaczęła ze mnie robić bóg wie co. A…
-Więc sądzisz, że chcę ciebie tylko po to? Żeby zabłysnąć?- nie mogłam się powstrzymać- nie nie chodziło o to. Wiem że jesteś dla mnie najważniejszą osobą, teraz tu. Z miejsca ci mogę powiedzieć, że tak właśnie jest, wiesz chodzi o to, że Zuzia… kocham ją jak swoją córkę, jak… nie wiem. Ale nie mogę jej adoptować. Nie mam warunków, nie i nie chodzi mi o to, że jesteś siatkarzem, masz pozycję, czy co. Jak dla mnie mógłbyś być pielęgniarzem, śmieciarzem, czy sklepikarzem. Nie chodzi mi o to, w polskim prawie jest klauzula, że tylko pełna rodzina, składająca się z kobiety i mężczyzny, z małżeństwa może zaadoptować dziecko. Tylko to. Nie mogę patrzeć na to, że ta dziewczyna snuje się po bidulu, smutna, załamana jak na nie całkiem trzy letnie dziecko. A ja nie zniosłabym gdyby ktoś mi ją zabrał sprzed nosa. Kocham ją, czuję to w sercu, w każdej komórce swojego ciała.
Nie zniosłabym tego- zakryłam twarz w dłonie i rozpłakałam się.- przepraszam, że wyskoczyłam taką propozycją, czuję się nie na siłach będąc po prostu tylko jej opiekunem, chcę by była ze mną, już tak na zawsze. Powiesz, nie dam rady. Powiesz, że za młoda. Odpowiem Ci że dam radę. Odpowiem ci, że nie za młoda. Mogę się postawić w takich sytuacjach, że wiem, że dam. Jestem tego pewna. Nie chcę od ciebie kochanie wymagać takich rzeczy. Przepraszam, wiesz, że albo się nie odzywam, albo plotę trzy po trzy. Kocham Cię. O tu- wzięłam jego rękę i przyłożyłam do lewej piersi- wiem że jesteś i ty i Zuza. Zapomnij o tym, wiem że się nie da. No bo jak można taką sytuację zapomnieć, ale postaraj się, a jak obawiasz się, że będę brała cię na litość czy wymuszenie obietnicy… to niestety cię rozczaruję. W sumie tak pięknego kosza jeszcze nigdy nie dostałam ,
-nie miałem na celu, żeby dawać ci kosza. Krzysiu, jesteś jedynym realnym dobrem które wprowadziło w moje szare życie jakiś sens. Ale to wszystko dzieje się za szybko.
-czyli… czyli jak?
-czyli… myślę, wiem że będę tego żałował, ba! Już żałuję, ale musimy… musimy przystopować. Kocham cię, wiem że ty mnie kochasz. Ale musimy… musimy dać sobie czas. Przestać się widywać, przestać się spotykać codziennie. Nie chcę zerwać z tobą kontaktu, co to, to nie, ale chodzi mi o to… że w związku, w miłości potrzebny jest czas. A my go w cale nie zauważamy.
Gdy przetrawiłam co mi powiedział, w oczach ponownie dnia dzisiejszego zaległy się łzy.
Zaczęłam szybciej oddychać tylko po to by uchronić się przed kolejnym pośmiewiskiem przed nim samym.
-Zawieź, mnie do domu. Już.
Wyszeptałam to, jednocześnie odwracając głowę w bok. Nie mógł widzieć moich łez, nie teraz, kiedy oznajmił mi że nie chce ze mną tworzyć czegoś na wzór związku.
Ruszyliśmy powoli z powrotem w stronę miasta. Nie zwracałam uwagi na lecącą szczęśliwą melodię o spełnionej miłości, nie zwracałam uwagi na buczenie silnika.
Chciałam się tylko znaleźć w domu, z dala od Łukasza, i wszystkich osób.
-Krzysiu, wiedz że cię kocham. I kiedyś będziemy razem, szczęśliwi. A teraz… teraz odpocznijmy od siebie. Ciężko mi to mówić, wiem że prawdopodobnie nie dam rady, i jutro bądź po jutrze do ciebie przyjadę i będę prosił o pięć minut, ale musimy odpocząć, ja muszę. Szczególnie teraz. Kiedy rozprawa rozwodowa, zbliża się wielkimi krokami.
-Jutro, czy kiedyś tam, będzie już Łukaszu za późno. Dałeś mi jasno do zrozumienia jak to widzisz. Więc dobrze. Odpocznijmy od siebie. Ale ja się już angażować nie będę. Dałeś jednoznaczne sygnały, jak widzisz nasz związek, nasze spółkowanie. W piątek, mamy przyjść na mecz. Obiecuję, będę się zachowywać, jakbyś mnie nie znał. Jakbyśmy dla siebie byli nikim. Bo teraz właśnie się tak czuję. Nie mów nic. – podniosłam rękę, widząc, że coś chce dodać.- wiedz, że ten okres, był najlepszym okresem w moim życiu. Skończył się równie szybko co zaczął. Na twoje życzenie.
Może się nie rozwódź? Spróbuj z żoną ułożyć życie na nowo? Ja postaram się tak zrobić. Ułożyć życie sobie bez ciebie.- wyciągając kule i jednocześnie ocierając łzy kapiące z oczu wyszłam z auta.

Cóż. Moje szczęście prysnęło, jak bańka mydlana…. 



na wstępie, przepraszam za długą nieobecność, jednak kalimacje w pracy nie pozwalają mi racjonalnie myśleć.
Błagam Was dziewczyny, jeśli którejś nie skomentowałam posta, (bądź postów) upomnijcie się! 
Nie mam głowy do tego, przepraszam, wiem lipna ze mnie Wiedźma, ale nie mam głowy. nie wiem jak się zabrać do życia, gdyż moje ponownie rozwala się na 1000 kawałeczków.

Żbiku, ukochany Żbiku, dla Ciebie ten rozdział, gdyż tak sobie myślę o Tobie myszo.
a Wiedźma idzie spać. gdyż jutro na 13 do pracy, nie wiem jak wstanę. ale muszę dać radę.
DAM RADĘ KURNA FELEK A JAK NIE TO I TAK DAM RADĘ...



A tymczasem idę popłakać nad marnym losem i nieszczęśliwym zakochaniem. 
a co mi z tego? 
słone łzy. i nic więcej. 
Faceci są do bani. do bani, do bani.





BTW. zapraszam na nowego bloga!
całuję.



8 komentarzy:

  1. Ah dziękuje za rozdział. Ale prawie się poryczałam. Jak on kurna mógł? Mam nadzieje że dostanie w mordę od Zibiego i Igły. No co za chuj. Choć ja mam nadzieję, że to opowiadanie dobrze się skończy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Facieci? Do bani? To mało powiedziane! To są ślepe dupki, które niczego nie zauważają! Głowa go góry! ;)

    Smutny rozdział, ale w sumie to takiego się spodziewałam...
    Krzysia może i rzeczywiście się pospieszyła z tym ślubem, ale Łukasz nie powinien tak reagować, a gadka, że "potrzebuje czasu" brzmi jak po prostu "spadaj"... Nie dziwię się, że Krzysia tak zareagowała ;/

    Pozdrawiam z nadzieją, że następny rozdział będzie niósł coś dobrego dla bohaterów, a u mnie skończy się wreszcie burza... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wzniosłe treści obcych pieśni.
      może będzie, może nie ciekawe jak humor się unormuje ;)
      całuję :* Wiedźma

      Usuń
  3. No ale dlaczego?! pewnie że do niej przyjedzie, to jest pewne! tylko po co? skoro ona straciła nadzieje, a po za tym po takim pięknym wyznaniu miłości przez Krzysie jak można powiedzieć takie rzeczy? jak? No kurde! Smutno, ale dajemy rade xd cieszę się zę się pojawił ;) Zibi świetny przyjaciel. Jestem zła na Perłowskiego..
    Klaudia

    OdpowiedzUsuń
  4. Co za gość! Nie zdziwiłabym się, gdyby Krzysia nie chciała się z nim już spotkać... Swoją drogą to piękne, że chce zaadoptować Zuzię.<3 Rozdział jak zwykle piękny, choć z niewesołym zakończeniem. Czekam na następny z nadzieją, że Łukasz się opamięta... tylko żeby nie było za późno. / Kari

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam pytanie co do nowego bloga ( niestety anonimowi nie mogą tam zamieszczać komentarzy )będziesz zaczynała nowe historie i z czasem je kończyła czy jak? Bo trochę nie rozumiem ... Szczególnie dobrze czytało mi się o Dziku i czekam na kolejną część <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zaraz poprawię komentowanie ;)
      są trzy działy, Igła, alter ego Igły i Dziku.
      i każde z nich będzie miało po 3 części ;)
      pozdrawiam Wiedźma :*

      Usuń