Krzysia, jak to co jak nie, nie wierzę.
Nie wiedziałem co mówić, jak się zachować, jak się ruszyć,
czułem jak całe ciało drętwieje. Ona za mąż. Za tego…
-Łukaszu, jutro o 15 wychodzę za mąż.
-Dlaczego, kochanie, proszę. –poczułem słone łzy cieknące jedna
za drugą.
-Nic nie rozumiesz.- wstała i zaczęła krzyczeć- Chcą
adoptować Zuzię! Nie pozwolę na to!
Idąc o kulach, jednocześnie opierając się na tym facecie
weszła po schodach. Będąc na samej górze odwróciła się i spojrzała zapłakanymi
oczami
-Ale nigdy nie przestanę cię kochać Łukaszu.
Uklęknąłem przed schodami, ze
złości cisnąłem bukietem, który rozsypał się na drobne płatki.
Godzina W.
Ubrana w piękną suknię, uczesana w
zmysłowego warkocza, umalowana przez Karolinę schodziłam z kulami po
schodach.
-Wyglądasz przepięknie Krzysiu.
Cieszę się, że to ty, chociaż udawana, będziesz moją synową.
Nikły uśmiech wkradł mi się na
usta. Ale kiedy zobaczyłam siedzącą smutną Zuzę, zamarłam. Podeszłam pewnym
krokiem do niej i wzięłam ją na ręce.
-Co jest kochanie?
-płakałaś w nocy.
-Kochanie, z nerwów. teraz gdy
wyjdę z domku, ja i pan Wojtek i wrócimy będziemy już małżeństwem wiesz? A
jutro od razu idziemy do sądu, aby cię adoptować.
Wielki uśmiech na jej twarzy
wynagrodził mi złamane serce.
Ze sztucznym uśmiechem wyszłam z
domu. Za mną szła pani Jadzia, moja przyszła teściowa trzymając w dłoni
niewielki bukiecik.
Byłam rozdarta, między miłością do
mężczyzny a do dziecka.
Przechodząc do taksówki czekającej
na podjeździe rozglądałam się po ziemi. Gdzieniegdzie leżały fioletowe płatki
róż… zacisnęłam oczy i wsiadłam do auta.
-Czy ty Krzesisławo bierzesz sobie
tego mężczyznę za męża?
-Tak
-czy ty Wojciechu bierzesz sobie
tą kobietę za żonę?
-Tak
-Gratuluję, ogłaszam was mężem i
żoną. Możesz pocałować żonę.
Wojtek spojrzał na mnie i ucałował
mnie w policzek.
Siedziałam w domu, przy uroczystym
obiedzie, bawiąc się obrączką.
Spojrzałam na telefon, gdzie
widniała ikona jednej wiadomości.
Już pani nie panna?
Idiota.
Oh Łukasz.
Wyłączyłam telefon i spojrzałam na
siedzącą Zuzę obok mnie.
-Będziesz moją mamusią?
-Będę-ucałowałam ją w policzek i
nałożyłam kawałek tortu.
Piątek, godzina 20:30
Siedziałam z dzieciakami w
pierwszym rzędzie na hali.
Nie kontaktowałam, nie słyszałam
całego zgiełku.
Wiadomości jakie przeszły przez
moją głowę w przeciągu kilku dni staranowały mnie doszczętnie.
W przyszłym tygodniu, odbędzie się
pierwsza wizyta kobiety z opieki społecznej.
Sprawdzą warunki żywotne dla
dziecka, okaże się czy możemy starać się o adopcję.
A teraz, teraz siedziałam
przyglądając się tylko Łukaszowi.
Zaczyna się mecz.
WYGRALIŚMY Krzysiu!!!- do banerów
reklamowych podbiegł Zbyszek i podniósł z ziemi moją kulę, którą w euforii
skopałam.
Przytuliłam go mocno i poklepałam
by leciał z resztą
-Dzieciaki, chodźcie ze mną na
boisko.
Pisk jaki wydobył się z ust moich
podopiecznych był jedną wielką nagrodą za całą męczarnię.
Ruszyli w stronę Zbyszka, który
dzielnie przekładał każdego po kolei.
-chodź maleństwo, ty też
Spojrzała na niego zdezorientowana
i nie zastanawiając się podeszłam do niego. Chwilę później stałam pożerana
wzrokiem przez nastolatki, no bo jak to. Zbysiu mnie przenosi, Zbysiu mnie
dotyka. Chyba się boję.
Chwilę później powolnym krokiem
szliśmy ku rozciągającym się mężczyznom.
Jednak zezujący wzrok w kierunku
mojej obrączki przez Zbyszka zabrał mi całą pewność siebie.
-Co to?
-Obrączka Zbyszku, obrączka.
-Łukasz na przeprosiny ci dał?
Niezły gest! Nic nie mówi, jakoś tak zachowuje się jak zwłoki…
-Nie Łukasz, mój mąż.
-CO KURWA?
No tak, nie widziałam się z nimi
prawie cały tydzień, załatwiałam wszystkie papiery, zameldowanie, wniosek do
sądu o adopcję, prośba o przyśpieszenie całej papierkowej roboty.
Przeprowadzka….
Widocznie Łukasz nic nikomu nie
powiedział. Z jednej strony poczułam wdzięczność do niego, z drugiej obawiałam
się pytań, czemu, po co, dlaczego.
-Jak to kurwa twojego MĘŻA co ty
Krzysiu za przeproszeniem pierdzielisz
-Zbyszku, proszę. – mruknęłam
zażenowana patrząc na zdziwione twarze resoviaków.
-Co kochana imienniczko? Co?
Żonkoś?
-IGŁA! Dzieciaki, zbierajcie
autografy, czekam przed halą, Karolina- zawołałam rozmawiającą z Pitem
koleżankę, -słabo mi, wychodzę.
Szłam przedzierając się przez
rozszalały w szczęściu tłum.
Mijając ludzi napotkałam smutny
wzrok Łukasza, zaciskając oczy prawie wybiegłam.
-Krzysia, czekaj!
Czuję się jak w brazylijskiej
telenoweli. Wyszłam z hali, stanęłam i oparłam się o ścianę, patrzyłam na rozanielony
tłum, jednak poczułam jak ktoś odwraca mnie gwałtownie, sprawiając że moja
trzecia noga ląduje na ziemi, później gorące rozgrzane usta, napierające na
moje.
Oh wieżo.
Zarzuciłam ręce na jego szyję,
napawałam się jego bliskością. Wplotłam palce w lekko wilgotne włosy. Czułam
jak napiera na mnie całym ciałem.
Poczułam krople na twarzy moje,
jego.
Odsunęłam się lekko i spojrzałam w
jego oczy.
Przetarłam ręką jego twarz, jego
moją ukochaną twarz
-Tak bardzo cię kocham, tak
bardzo. – kiedy wyszeptał te słowa załkałam i ukryłam twarz w jego ramionach-
wiem że masz męża, wiem że zależy ci na Zuzi, wiem. Ja poczekam, będę tylko dla
ciebie. Nie chcę już nikogo.
-Kocham Cię, Łukaszu jak ja
pierdolę. ! –wykrzyczałam głośno i wpiłam się w jego usta
-Kto kogo kocha? Ahhh. Panienki,
drugą stroną idziemy! –Krzysiu mrugnął okiem i zamknął wyjście
Co z tego że zamknął, Zbyszek
przeszedł przez drzwi i stanął naprzeciwko nas.
-TY masz męża, TY żonę. I kurwa
co?
-Zbyszku, to dłuższa historia.
-Kurwa mać, pojebani jesteście
wiecie?
Spojrzeliśmy po sobie uśmiechając
się do siebie powiedzieliśmy równocześnie
-Wiemy
Przeszliśmy do zamkniętej szatni, chciałam
wyjaśnić Łukaszowi, Zbyszkowi i po części również sobie wszystko. Siedziałam na
kolanach Łukasza, który stwierdził, że nie może szczęścia wypuścić z rąk.
Uprzedziłam Karolinę, żeby jechali
beze mnie. Że muszę zostać u lekarza pasiaków, bo żle stanęłam w gipsie. Nie
lubię kłamać, jednak… jednak sytuacja tego wymaga!
-Zbyszku, wyszłam za Wojtka tylko
dlatego, że znalazło się małżeństwo które chciało adoptować Zuzankę. Wiem, wszystko
wyszło nie tak. Nie jego kocham, nie powinnam tak robić, udawać z pozoru
szczęśliwego małżeństwa… Ale Zuzię kocham bardziej jak swoje życie. Nie wyobrażam
sobie tego, żeby jacyś obcy ludzie mieli by mi ją zabrać. Teraz, jestem poważną
osobą, panią-poprawiłam się na kolanach mojej Wieży, czując jak wciąga powietrze-
wniosek złożyłam, przeprowadziłam się, jesteśmy idealnym małżeństwem, z jednym,
no dwoma mankamentami.
-To znaczy?
-On nie kocha mnie, a ja jego.
-Zachodzę sobie w głowę Krzysiu-
zaczął Zbyszek- dlaczego nie poprosiłaś któregoś z naszych? Łukasz miałby
pewność, i codziennie informacje.
-Zbysiu, jak ja znam ciebie, Pita,
Grzesia i Krzysia!
-no Pit i Kosa i ja nie mamy żon…
tak gwoli ścisłości.
-No a później będą wieszać na mnie
psy, że zostawiłam siatkarza. Proszę cię. Jesteś kochany, ale dobrze że wyszło
jak wyszło.
-Krzysiu.- mój ukochany wtulił się
w moją szyję.-Zbysiu, wypad- Zbyszek zaśmiał się perfidnie i wyszedł- to
zostajemy oficjalnie kochankami?
-Tak, proszę, tak. – ujęłam jego
twarz w ramiona i ucałowałam- tak bardzo cię kocham. Serce mi pęka widząc że
muszę wrócić do domu, do męża.
-wierzę w to, że damy radę.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę i
napawaliśmy się swoją obecnością. Jednak dopadła nas szara rzeczywistość.
Zawołałam taksówkę, która odwiozła
mnie prosto do domu. Z kulami dotachałam się do malutkiego domku
jednorodzinnego.
-Wojtek! Jestem!
-Cześć, jak mecz?-wychylił głowę z
kuchni
-jak mecz, ale dzieciaki się
wybawiły.
-wyjaśniłaś sobie sprawę z
Łukaszem?-zacięłam się w szoku, skąd on…- No gadaj KOBIETO! Idę po herbatę
Takiego przyjaciela, tak
przyjaciela to ze świecą szukać, nie dość że poświęca swoją przyszłość, pomaga obcej sierocie, to
angażuje się w to sercem, nie butami a sercem.
Po chwili usiadł obok z parującym
dzbankiem i dwiema filiżankami.
Opowiedziałam mu wszystko od
początku.
Do końca, nie omijając propozycji
Łukasza.
Nie omijając mojej zgody.
-Wiem, że robię, źle że jesteś
moim mężem, że też mam obowiązki co do ciebie…
-ah, żono zamilcz. Jutro też jadę
do bidula, jedziesz ze mną?
-Co cię tak tam ciągnie! SPOWIADAJ
SIĘ
-No Karolina… no.
4 lata później
-Mamusiu, mamusiu, dziewczynki z
grupy mówiły że jak urodzi się to drugie dziecko, przestaniesz mnie kochać… -
wskoczyła mi na kolana, uważając na zaokrąglony brzuch. Na dniach rozwiązanie,
teraz zostało leżeć i czekać…
-No proszę cię. – mój mąż porwał
ją w ramiona- kto jak kto, ale mamusia nigdy nie przestanie cię kochać aniołku-
przytulił ją do siebie, pozwalając wtulić nos w jego pierś
-kocham cię tato. –zerwała się z
jego rąk i pobiegła w stronę huśtawki.
-Dlaczego ona jest taka
żywiołowa?- mąż usiadł obok mnie i otulił machinalnie rękoma brzuszek-puk
puk. Słyszysz mnie? Jak będziesz taki
jak siostra, zapiszę cię na wszystkie możliwe sporty, żebyś tylko przychodził
na obiad, odrabiał lekcje i spać. Rozumiemy się?
Zaśmiałam się głośno, przyciągając
go za czarną koszulkę do siebie.
-jakiś dowciapny, mężu mój. –
ucałowałam jego usta
-Wstydzilibyście się, przy
dzieciach? –bóg nas pokarał, okropnie pokarał, mieć sąsiada za Zbyszka… Nie ma
nic gorszego- Majeczko, chodź do tatusia!
Trzyletnia dziewczynka podbiegła
uczepiając się jego nogawki, jednak gdy dostrzegła bawiącą się w kącie Zuzię,
podbiegła do niej.
-to co powiecie? Jak junior?
-Kopie. cholernie, aż boję się
porodu.
-Łukasz z tobą będzie to nie tak
źle, chyba że zemdleje jak Zbyszek, to już inna bajka- pięknie jak zawsze
wyglądająca Asia doszła do naszej trójki.
-No wiesz co?
-no co? Koszmar! Weź przyj przez 8
godzin dziecko, a jednocześnie martw się
o męża, który zasłabł.
-Nie pocieszacie,
poważnie-kopnęłam lekko krzesło Asi na co się roześmiała się głośno.
Nagle znieruchomiałam spojrzałam w
dół, wielka plama dookoła wszystkich. Wody. Wody płodowe. O Jezu, o matko.
-AAAAAAAAAAAAA!!! Wieżo, rodzę!!!
Pierwsze opowiadanie zakończone
happy endem.
Dziękuję tym co komentowali, co
mnie wspierali, co dociekali nowości co byli.
I obiecuję, na dniach pojawi się
coś nowego.
Może Wy dziewczyny kochane
wytypujecie nową postać?
Siatkarz? Jaki, skąd ?
Plan w głowie jest, ale… czekam na
wasze sugestie.
Całuję, ściskam. Wiedźma
Taak! Czyle jednak szczęścliwe zakończenie :) Bardzo szybko się to wszystko działo. Świetna historia, świetny początek, środek, koniec, no każdy rozdział jest świetny :)Strasznie miło mi się czytało ten blog, oby więcej takich! Jeden z lepszych, serio! :D Czekam na coś nowego :) Mam nadzieje że dasz znać tutaj jak coś nowego się pojawi, strasznie Ci dziękuje za te opowiadanie!
OdpowiedzUsuńKlaudia
KONIEC?! Nie sądziłam, że to nastąpi tak szybko. Zaskoczyłaś mnie tym. Niemniej jednak- najlepszy, jaki można sobie było wyobrazić koniec! :)
OdpowiedzUsuńWszystko ułożyło się po ich i zarówno mojej myśli. Lepszej końcówki nie można było sobie wyobrazić! :D
Szkoda, że to już koniec przygody Krzysi i Łukasza, ale mam również nadzieję, że nie karzesz nam długo czekać na nowe opowiadanie, którego bohaterem będzie...? Może Pit? :P
Pozdrawiam i proszę o informację, jeśli pojawi się u Ciebie nowa historia! :*
Jeśli dalej będziesz chciała śledzić historię Zuzki i Pawła zapraszam na nowy rozdział ;)
Usuńhttp://zapomniecocalymswiecie.blogspot.com/
Już KONIEC!? :O
OdpowiedzUsuńA ja się zżyłam z bohaterami i chciałoby się jeszcze! :)
W końcu SZCZĘŚLIWIE zakończyłaś! :)
Aaaaaaaaa! Cóż ja mogę napisać? Fajny ten Wojtek, że zgodził się na taki 'ślub'.
Zuzia jest ich córka, własne się rodzi. Baa nawet Zbyś ma Majkę! Ale, że on zemdlał przy porodzie? Taki kawał chłopa a taka 'panienka' xd
Ach dzięki Kocie za pokazanie takiej historii. Ty zawsze masz oryginalne! :)
Czekam na kolejną! A siatkarz? Hmm na gg możemy zrobić casting :P
Ściskam ;*
Tak szybko :( Nie bawie sie tak, chce jeszcze... Dobrze, ze skonczylo sie tak jak sobie to wymarzylam..Czekam na nowy.../Kari
OdpowiedzUsuńAle jak to KONIEC? :O Już? :c Zaskoczyłaś mnie, nie powiem, ale takie niezapowiedziane epilogi zawsze są najlepsze ♥
OdpowiedzUsuńSzczęśliwe zakończenie, czyli ja też szczęśliwa, podoba mi się taki obrót spraw :> Wesoła rodzinka, (bardzo) fajni sąsiedzie, dzieciaki, wszystko układa się w jak najlepszym porządku :D
Czekam, czekam na jakąś nowość z Twojej strony :D Pisz, o kim tylko zechcesz, ważne, żebyś Ty się dobrze czuła z postacią ;)
Pozdrawiam ;*
http://volleyball-journalist.blogspot.com/
http://gorzka-prawda-rozczarowan.blogspot.com/
Jak koniec? :c
OdpowiedzUsuńszkoda, bo było tak fajnie..
Fajnie, że wszystko dobrze się skończyło. Nie wyobrażam sobie jakby Krzysia jednak musiała zostać z Wojtkiem.
Już czekam na nowość. :)
Pozdrawiam :*
No i co teraz? Jaki kurwa koniec? jaki koniec?
OdpowiedzUsuńJa już miała w głowie plany i miałam nadzieję, ze będzie tak jak myślałam, a tu patrze i pff... KONIEC!!!
Czekam na nowe jeszcze zajebistrze niż poprzednie o ile tak się da :D
Zapraszam przy okazji do mnie :)
http://sport-to-zdrowie-ale-nie-zawodowy.blogspot.com/
http://na-obczyznie-z-ojczyzna-w-sercu.blogspot.com/
Ja bym bardzo chciała żebyś kontynuowała Nie rań mnie ! bo zapowiadało się genialnie ! :(
OdpowiedzUsuńEjże. Kurde. Rozpaczam. Potwornie rozpaczam i lamentuje. Jak mogłaś, Ty zła kobieto?! Już skończyłaś te piękną historie? ;<
OdpowiedzUsuńSzkoda. Tak czy inaczej miałaś genialny pomysł. To ich poznanie, wielką miłość, wspólnie spedzone chwile, na końcu nawet chwile grozy... Ale skończyło sie tak pięknie! :) mała Wieża pchala sie na świat. Ba! Zibi też doczekał sie maleństwa :) kocham to opowiadanie całym serduchem i czekam na Twoją mową twórczość :)
pozdrawiam ciepło ;*
naranja-vb.blogspot.com
TY masz męża, TY żonę. I kurwa co? = leżę na podłodze ze śmiechu :D
OdpowiedzUsuńGenialne, genialne, genialne. Już bałam się ze nie będzie happy endu, ale jednak sprawiałaś mi fajną niespodziankę.
Bardzo fajne uczucie śmiać się od rana czytając Twoje opowiadanie, polecam każdemu ;)
Jeszcze raz się powtórzę: GENIALNE!
Pozdrawiam ;*